Tower Racing

Szukaj

Idź do treści

Prowadzenie stada



Bruce Lowe
Stado i jego prowadzenie

Odżywianie w hodowli

Miałem w życiu dużo z końmi rasowymi do czynienia, a w podróżach moich zwiedziłem znaczną ilość wielkich stad w Anglii, Ameryce, Australii i Nowej Zelandyi. Od wyboru odpowiedniego miejsca dla stada zależy znaczna część przyszłego powodzenia, lub niepowodzenia. Uznano ogólnie za korzystne i dobre takie miejsce, gdzie podkład gruntu jest wapnisty, co wpływa dodatnio na rozwój silnych kości podczas wzrostu zwierzęcia. Ponieważ jednak nie zawsze grunt taki jest na zawołanie, mamy więc następną alternatywę, aby wybrać w tym celu, ile możności, niziny urodzajne, lub porzecza, kończące się wzgórzami falistemi. Dopływy każdej prawie większej rzeki toczą zwykle swe wody przez kawałki kraju o gruncie formacyi wapnistej, przyczem powtarzające się od czasu do czasu wylewy zasilają grunt ten w wapno i inne części składowe; przy mniej bowiem korzystnych warunkach, na miejscu, gdzie przez dłuższy przeciąg lat stoi znaczniejsza ilość wszelkiego rodzaju bydła, ziemia w końcu wyczerpać się może i pozbyć zbawiennie działających części składowych.
Błędem jednakże byłoby mniemać, że kości silne wytworzyć się nie mogą bez obfitej w gruncie samym zawartości wapna. Znaczna ilość koni rasowych o budowie lekkiej i eleganckiej, a kościach zbyt delikatnych, sformowała się tak skutkiem inbred'u na krew nadto delikatną, jak przykład tego mamy u Sweemeat i Kingston'a, jeśli przytem krew silniejsza, jak Melbourne'a, Stockwell'a, Toxophlite'a, West Australian'a, lub innych, zaniedbaną była przy hodowli. Zwracanie się ku krwi Melbourne'a ważniejszym jest czynnikiem przy wyrabianiu się siły w kościach, aniżeli kilka dziesiątków lat hodowli na gruncie wapnistym, a bez pomocy tejże krwi.
Pod względem położenia mało znam miejsc tak doskonałych w tym celu, któreby się równać mogły z Rancho del Paso, olbrzymiem stadem, należącem do p. J.B. Haggin'a z Nowego Yorku, na którego czele stoi p. John Mackey.
Część przeznaczona dla koni pełnej krwi leży przeważnie w urodzajnej dolinie American River (dopływowej do Sacramento); niziny te porosłe przez cały rok lucerną, są doskonałem pastwiskiem dla matek i źrebiąt. Farma podzielona jest na mnóstwo małych zagród (paddock) z chodnikami pomiędzy niemi, mającemi od dwóch lub trzech do dwudziestu, pięćdziesięciu, a nawet stu akrów. Najmniejsze przeznaczone są do odłączenia zwierząt złośliwych lub chorych, największe dla matek. W odpowiednich odstępach znajdują się stajnie z 20—40 boksami, gdzie umieszczają się na noc klacze i źrebięta.
Po odłączeniu od matek wpuszcza się i młode źrebaki, na gromady podzielone, do zagród, gdzie hasają na wolności, ścigając się z własnej woli pomiędzy sobą, przyczem nieraz uważny spostrzegacz zawczasu w źrebięciu wybitną zdolność odkryje. Swoboda, ruch i świeże powietrze wzmacniają u młodych koni nogi i cały ustrój, rozwijając muskuły, nie zaś mięso i tłuszcz.
Podobnie dzieje się w stadach australskich, a gdzie tylko klimat na to pozwala, tam zapędza się w dzień źrebaki, zimą i latem, do zagród.

Wiele zależy także od obchodzenia się ze źrebakiem po odłączeniu go (zresztą i przedtem) od matki, a punkt ten jest tak ważnym, że niepodobna dość na niego zwracać uwagi, bez tego bowiem wszelkie szczęśliwe trafy przy łączeniu ogiera z klaczą na marne iść mogą.
Jestem wielkim zwolennikiem soczystej zielonej paszy dla klaczy, mianowicie w okresie karmienia; stanowczo jednak nie radzę jej dla ssącego jeszcze źrebaka, chyba jako lekarstwo?
Dzisiejsze nadzwyczajne wymagania na torze ze strony dwulatków, wymagają również nadzwyczajnego obchodzenia się z młodymi końmi. Zamiast pozwolić na rozwijanie się w naturalnych warunkach i na zielonej paszy, należy podniecać naturę jego do przedwczesnego dojrzenia zapomocą intensywnej suchej paszy, co zmierza do szybkiego wykształcenia kości i mięśni, aby go przysposobić do spełnienia zadania, jako dwulatka, mianowicie, aby zniósł ciężar od 8 do 9 ston ( = od 50 1/2 do 57 kilogramów) na dystansie 1.200 do 1.400 metrów i to wykazując taką szybkość, jakiej później nigdy pewnie w tym stopniu nie osiągnie. Rozwój taki nie może przyjść od gotowanego jęczmienia lub pszenicy, ani paszy zielonej, co wyrabia mięso i tłuszcz, nie zaś kości i muskuły.
Tymczasem zielona pasza jest używaną w wielu stadach, które zwiedzałem, wobec czego hodowcy dziwić się nie powinni, jeśli starania ich nie dają pierwszorzędnych rezultatów. Trener, usiłując później uwolnić forsownie tak żywione zwierzę od nadmiaru tłuszczu i mięsa, może być prawie pewnym, że je zepsuje, chyba, że jest nadzwyczaj starannym i łagodnym.
Podczas mego pobytu w Anglii w r. 1883, oglądałem stado pewnego znacznego hodowcy, przyczem nie mogłem powstrzymać się od uwagi zarządzającemu stadem na nadmiar tłuszczu u roczniaków. Odpowiedział mi, że i on za błąd to uważa, aby je tak tuczyć; niema jednak na to rady, ponieważ właściciel chce, żeby tak było. Te młode ogiery i klacze miały za mało albo wcale ruchu na wolności w zagrodach, to też mówiono mi później, że znaczny procent z nich psuje się podczas pierwszego przygotowywania przez trenera.
Każde stado powinno mieć od miejsca, gdzie stoją roczniaki, długą na jakie 1.200 metrów, a krzywo idącą drogę ogrodzoną, kończącą się okrągłą, co najmniej na jednego akra wielką zagrodą. Przed godziną dawania paszy można tam wpuszczać kolejno po kilkanaście młodzieży, aby użyły potrzebnego im ruchu. Przytem chęć dostania się jak najprędzej do paszy doskonałym byłaby bodźcem spółzawodnictwa. Droga łącząca powinna być w zimie posypywana, aby nie była zbyt wilgotną, mianowicie jeśli posiadać będzie spadek odpowiedni. Roczniaki, tym sposobem utrzymywane, zamiast nabierać tłuszczu na wewnątrz i zewnątrz i tak iść na plac sprzedaży, byłyby już do swych wczesnych działalności niejako podtrenowane, a przez to podwójnie cenne dla jeźdźca i trenera.

Właściwe traktowanie koni

P. William Kent wspomina w swych opowiadaniach o Lordzie George Bentinck'u, właścicielu znakomitej stajni wyścigowej, że tenże rzadko mianował do nagród młodego konia, któryby poprzednio nie zrobił trialu; nie wątpię zatem, że zarządzający stadem, w ten sposób jak napisałem z końmi się obchodząc, miałby zawsze dobrą podstawę do właściwego osądzenia zdolności swych młodych ogierów i klaczy.
W czasie, kiedy źrebaki są przy matkach i w okresie stanowienia, należy mieć zręcznego człowieka, aby się umiał obchodzić z niemi i zawsze każde źrebię na uździenicy prowadzać. Metoda ta znajduje zastosowanie w olbrzymieni stadzie (przeszło 1000 głów liczącem) mego starego znajomego p. T. Coock'a w Turanville pod Sydney. Przy zastosowaniu tej metody niema żadnego prawie niebezpieczeństwa. P. Coock posiada nadzwyczaj cierpliwego stajennego, który prawie nigdy przemocą z młodymi, choćby najdzikszymi ogierami nie postępuje, przymuszając je cierpliwością do uździenicy, przyczem zarzuca im worek płócienny na krzyż i tak je oprowadza. Po kilkakrotnych próbach, zawsze z łagodnością powtarzanych, źrebak pozbywa się złości, a metoda ta ustala wzajemne zaufanie pomiędzy człowiekiem i zwierzęciem, które czasem nadal przez całe życie pozostaje.
Przeważna część koni, wykazujących na torze temperament złośliwy i przekorny, doprowadzoną została do tego stanu przez niecierpliwość i brutalne obchodzenie się z nimi za młodu.
Najsilniejszą cechą u konia jest pamięć. Nie zapomina on nigdy dobrego lub złego obchodzenia; znaną też jest rzeczą, że koń, choćby raz tylko po nowej i nieznanej szedł drodze, po latach całych przypomni sobie, w którem miejscu z właściwej zeszedł drogi, choćby tam nie było ani kolei ani żadnych innych śladów.
Spędziłem pół życia mego na koniu, znam więc dobrze jego przyzwyczajenia; żałowałem nieraz, żem niepotrzebnie cierpliwość tracił, bodąc ostrogą za każde potknięcie lub strachnięcie. W tych okolicznościach należy zawsze panować nad sobą; inaczej wyrobi w sobie koń płochliwość nie do wykorzenienia, a także niebezpiecznie potykać się będzie, skacząc na bok przy każdej sposobności, w strachu przed ostrogą. Niejeden bieg przegrano z powodu okrutnego i zbytecznego bicia konia, który starał się ze wszystkich sił, aby wygrać. Bez litości używa się czasem ostróg i bata, a w takim razie koń, nawet wygrawszy wyścig, czuje się, z powodu powtarzającego się takiego obejścia z nim, zatrwożonym i onieśmielonym, tracąc później odwagę przy pierwszem użyciu bata, co go tak płochliwie usposabia, że zazwyczaj wyłamuje. Jeśli zaś ma już usposobienie złośliwie, to stuli uszy i nagle się zatrzyma, w takim może właśnie momencie, w którym powodowany łagodnością, zamiast batem i ostrogą, byłby może pierwszy przyszedł do mety.

Pamiętam wykrzyknik dobrego, starego, ale ekscentrycznego Dra Wesfa (z New South Wales), kiedy stary, całkiem spokojnie na koniu siedzący dżokej, przyszedł do mety o głowę przed młodym, bez miary bata i ostrogi używającym przeciwnikiem: „dziewięćdziesiąt dziewięć razy na sto należy dżokejowi bata zakazać; w tym wypadku był to jeden rzadkich wyjątków"...
Miał słuszność stary doktor, więcej bowiem przegrywa się wyścigów przez bat, aniżeli wygrywa.

Ruch dla ogiera

Chcąc stado prowadzić z powodzeniem, jednym z najważniejszych warunków jest zwracanie uwagi, aby ogiery rozpłodowe miały dostateczną ilość ruchu.
Podobnie jak w stanie natury, tak i w niewolniczej hodowli, żadne ze zwierząt nie używa tyle swobodnego i przymusowego ruchu, jak koń, aż do chwili, kiedy z toru wycofanym zostanie. Bywa zazwyczaj, że ogier, skoro tylko włączonym zostaje do stada, ulega zupełnej zmianie trybu życia i dotychczasowych przyzwyczajeń.
Widziałem mnóstwo wybitnych niegdyś koni na torze, spędzających resztę dni, albo na daremnem wyciąganiu szyi, aby wyjrzeć na świat przez wysoko umieszczone okno, albo też w ciasnej klatce smutno żyjących, spoglądających ukradkiem przez gęste szczeble na zielone pastwiska, gdzie dawniej, za czasów młodości i swobody, hasały sobie do woli. Czasem zaledwie pozwalają im na spacer po wązkiem, na trzydzieści stóp szerokiem podwórku, szczelnie zresztą na dziesięć stóp wysoko deskami obitem, co zagradza wszelką możność wyjrzenia na świat.
Dziwić się więc nie można, że ogier dochodzi do wściekłości, a słysząc na dworze tentent kopyt, co mu tak żywo dawniejszą przypomina swobodę, doprowadzony do rozpaczy, rzuca się na ludzi.
Z politowaniem patrzeć należy na dwa stworzenia, mianowicie na reproduktora, w stajni zamkniętego i na psa, na łańcucha w budzie wyjącego. Jeden i drugi widok jest smutnym, a niepotrzebnym zarazem, jeśli tylko właściciel na swój własny interes nie jest ślepym, a przytem niepozbawionym całkiem uczucia ludzkości.
Zauważyć można przeważnie, że jeśli tylko, przy przejściu ogiera z toru do stajni, nie odbierzemy mu zwykłego ruchu, natenczas ani zdrowie, ani temperament jego nie ucierpią. Tak rzadko dozwalają ogierowi rozpłodowemu na użycie ruchu, żem już widział takich, które rzucały się i biły w ściany swych boksów, jeśli ich nie wypuszczano na dwór, pod pozorem złej pogody, lub z innej przyczyny, a biły tak długo, dopóki na dwór ich nie wyprowadzono.
Ogier Clieveden (brat Chester'a), którego w roku 1893 zawiozłem do Ameryki, jest jednym z najłagodniejszych ogierów, jakich kiedykolwiek widziałem, a bił przecie, choć zlekka, w ściany swego boksu, jeśli go przez kilka dni na swobodę nie puszczano.

Trudno sobie zgubniejszą wystawić metodę obchodzenia się z końmi i bardziej w złe skutki płodną, jak nagłe przerwanie trybu życia u tego najruchliwszego z naszych zwierząt domowych; musi to w następstwie rodzić złe skłonności, utratę zdrowia, muskułów i temperamentu. Oprócz tego, wyradza to łatwość do zaziębienia, zatwardzenia i dziesiątków innych cierpień, co wszystko obniża wartość zwierzęcia, a często przedwczesną śmierć sprowadza.
Twierdzić zaś można z pewnością, że obchodzenie takie czyni go z czasem niezdolnym do przelania na potomków swych świetnych przymiotów, dla których właśnie pozyskano go dla stada.
Na dowód, jak dalece ruch dla ogiera rozpłodowego jest cennym, przytoczę zdanie doświadczonych w tej mierze ludzi, którzy zauważyli, że ogier, sam odbywający podróże w okręgu, gdzie stają klacze, dla niego przeznaczone, wyższy daleko wykazuje procent płodności, aniżeli ten, który stale w domu przebywa.



Powrót do treści | Wróć do menu głównego