Tower Racing Forum Strona Główna Tower Racing Forum


FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
po sezonie: co do poprawy?
Autor Wiadomość
tx 
Dżokej


Dołączył: 17 Paź 2015
Posty: 2111
Wysłany: 2020-11-25, 12:27   po sezonie: co do poprawy?

Co do poprawy? Wszystko!
Choć z dużym prawdpododobieństwem można przewidzieć, że wszystko będzie bez zmian.
 
     
kostor 
Dżokej


Dołączył: 15 Paź 2015
Posty: 367
Skąd: YellonkY
Wysłany: 2020-11-25, 13:03   

Na pewno do poprawy jest strona Trafonline.pl - na chwilę obecną jest kompletnie niekompatybilna z telefonami, do tego pojawiają się błędy - u mnie na przykład po wpłacie strona się zawiesza i musze ją uruchomić ponownie. Layout jest przedpotopowy, 10 lat temu robiono lepiej wyglądające strony.
Druga rzecz, którą bardzo bym chciał, żeby została poprawiona, to zwiększenie liczby punktów, w których można nabyć program. Najlepszym pomysłem byłoby podpisanie umowy z siecią Inmedio, która posiada saloniki prasowe w praktycznie każdym centrum handlowym - zwykle są w nich też kolektury Lotto, tak więc jest też punkt zaczepienia do negocjacji.
 
     
Master Bars
Dżokej


Dołączył: 15 Paź 2015
Posty: 252
Wysłany: 2020-11-25, 17:33   

Wydeptana ścieżka na padoku .
Dyrektor Gniazdowski w grobie sie przewraca .
 
     
Master Bars
Dżokej


Dołączył: 15 Paź 2015
Posty: 252
Wysłany: 2020-11-25, 17:49   

Gadka Tadka
Mała Warszawska...
Tadeusz Porębski

Przez większość część ubiegłej niedzieli towarzyszył mi trupi odór. Takie
miałem wrażenie i aż do późnego popołudnia nie mogłem dociec skąd
ono się bierze. Wszak nie miałem nic do czynienia z rozkładającymi się
zwłokami! To było dziwne, dołujące i niekomfortowe odczucie. W tym dniu rozgrywana była na torze Służewiec gonitwa Wielka Warszawska. Wyścig ten obrósł
legendą i dla rdzennego warszawiaka jest wyznacznikiem stołecznej tożsamości. W kultowym serialu TVP „Jan Serce” padło słynne zdanie: “Dla prawdziwego warszawiaka najważniejsze w roku
są trzy daty – urodzenia, Powstania Warszawskiego i dzień Wielkiej Warszawskiej”. Od 75 lat WW
nieprzerwanie patronowali kolejni prezydenci stolicy. Nie bez powodu. Skoro wyścig ma w tytule
słowo “warszawska”, to kto inny poza prezydentem tego miasta może być jego dumnym patronem?
Sponsorów może być stu, ale patron tylko jeden, czyli prezydent stolicy wybrany na ten urząd przez
warszawiaków.
Tymczasem w 2019 r. zarząd Totalizatora Sportowego, organizatora gonitw na Służewcu, arbitralną decyzją “sprzedał” patronat jednemu z banków. Po raz pierwszy w historii ta warszawska gonitwa rozegrana została nie o nagrodę prezydenta naszego miasta, lecz o puchar prezesa jednego
z banków. Był to dla mnie, gościa związanego ze Służewcem od 1973 r. i warszawiaka z dziada pradziada, bardzo smutny dzień, ponieważ sprzedano tradycję. Najgorsze jest to, że sprzedano ją dużo poniżej wartości biblijnych 30 srebrników. Co bowiem poza pucharem za kilkaset złotych zaoferował wyścigom nowy patron? Jeśli chodzi o pulę nagród nic się nie zmieniło – tak jak w poprzednim roku wynosiła ona 220 500 złotych. Zarząd banku wynajął natomiast całe pierwsze piętro Trybuny Honorowej, by kilkudziesięciu wypasionych bankierów z towarzyszącymi im lalami mogło w
luksusowych warunkach obejrzeć mityng. Wyścigową gawiedź, czyli posiadaczy wykupionych za
niemałe pieniądze całorocznych wejściówek na pierwsze piętro tej trybuny, przegoniono na parter.
Wtym roku, na cztery dni przed Jesienną Galą Wielka Warszawska, ogłoszono, że WW zostanie rozegrana bez udziału publiczności. Była to wspólna decyzja prezesa Polskiego
Klubu Wyścigów Konnych i zarządu państwowej spółki Totalizator Sportowy, zalecana
przez byłego ministra rolnictwa Jana Ardanowskiego. Gonitwa nie miała nie tylko publiczności, ale
także patrona. W programie wyścigowym widniało: „Gonitwa międzynarodowa dla 3-letnich i
starszych koni”. Po prostu – tak jakby to był pierwszy lepszy wyścig poza grupami. Siarczysty policzek dla miasta, dla prezydenta i dla wszystkich warszawiaków. Z powodów wyłącznie politycznych
(wrogość rządzących państwem do Rafała Trzaskowskiego) spostponowano także mającą ponad
70 lat tradycję. To wielka krzywda wyrządzona dwumilionowej społeczności przez kilku bojaźliwych
pętaków, pozbawionych moralnego kręgosłupa.
A co do przegonienia z toru publiczności uprzejmie donoszę, że rygory „żółtej strefy” dopuszczają jednak organizowanie zawodów sportowych na otwartej przestrzeni „pod warunkiem realizowania przez widzów obowiązku zakrywania ust i nosa, wyznaczenia co drugiego miejsca na widowni
(w rzędach naprzemiennie), a w przypadku braku wyznaczonych miejsc na widowni przy zachowaniu odległości 1,5 m, z tym że nie więcej niż 50 proc. liczby miejsc przewidzianych dla publiczności”.
To tekst urzędowy, z którego wynika, że można było jednak wrzucić do sieci kilkaset biletów, by arcyważne dla warszawiaków zawody nie odbywały się przy pustych
trybunach. Nie zrobiono tego, wybrano spychotechnikę polegającą
na wylaniu dziecka z kąpielą.
Organizator gonitw wysłał w
ostatniej chwili zaproszenie dla
mediów. Dziennikarzy poza mną
nie widziałem, kamer TVP, Polsatu czy TVN także nie. Kilku fotografów na krzyż oraz mnie zgrupowano w osobnej strefie na podszytej wiatrem dżokejce. Niestety, ta część obiektu nie posiada WC. Na szczęście nie zauważyłem nikogo pędzącego ze ściśniętymi udami i trwogą w oczach w kierunku pobliskich zarośli. Marznąc w watowanej kurtce, mogłem
natomiast oglądać szczęśliwców w garniturkach pławiących się w cieple na pierwszym piętrze
Trybuny Honorowej. Po obejrzeniu kilku wyścigów opuściłem gościnną dżokejkę i przemieściłem
się pod wyścigową bramę od strony ul. Puławskiej, konkretnie do zacnej restauracji „Pod Podkową”.
Zgromadzili się tam bywalcy ze średniej wyścigowej półki – kilkunastu hodowców i właścicieli koni, co zasobniejsi gracze oraz zwykli goście knajpiani żądni oglądania WW w wyścigowym gronie na ekranie dużego telewizora. Tam pozyskałem kilka informacji, które
mną do głębi wstrząsnęły. Tam też zaskoczyłem wreszcie, czemu towarzyszy mi dzisiaj trupi odór.
Zaczęło się od wjazdu w południe na służewiecki parking, gdzie panuje iście księżycowy krajobraz.
Zawody w ujeżdżaniu, skokach i powożeniu zaprzęgami “Warsaw Jumping” – niemające nic wspólnego z wyścigami konnymi i odbywające się przy prawie pustych trybunach – spowodowały zniszczenia trawników, które pokryte są śmieciami i grubą warstwą piasku. Może właśnie dlatego skwapliwie skorzystano z rekomendacji ministra i przegoniono publiczność, by nie ujawnić przed światem przynoszącego wstyd śmietnika?
Dobiła mnie kolejna informacja, że w przyszłym roku PKWK i dyrekcja Toru Służewiec planują
zorganizowanie aż czterech takich imprez. Ktoś słusznie zauważył: „Popatrz, panu Chalimoniukowi (prezesowi Polskiego Klubu Wyścigów Konnych) i panu dyrektorowi Toru Służewiec udało się
pozyskać z różnych źródeł 3,5 mln złotych plus milion na nagrody od ministra rolnictwa, by zorganizować na Służewcu czterodniową imprezę. Potrafili załatwić też przekaz w telewizji. W cztery dni
wydano 4,5 mln zł, a na ponad 50 dni wyścigowych pula od lat nie przekracza 8,5 mln, czyli średnio 170 tys. na dzień i ledwie około 20 tys. na nagrody w poszczególnych gonitwach. Śmiech na sali”. Rzeczywiście, ten istotny element jakoś umknął mojej uwadze. To prawda – dwóch strażników
wyścigów konnych, zobowiązanych konkretnymi zapisami do zapewnienia tej dyscyplinie sportu
systematycznego rozwoju potrafiło znaleźć sponsorów i załatwić przekaz w telewizji na zawody kompletnie niezwiązane z wyścigami. Obdartej z patrona, sponsora i ogołoconej z widzów Wielkiej Warszawskiej nie pokazano nawet w głównym wydaniu lokalnego Programu 3 TVP o godz. 18.30.
Nad Służewcem unosi się trupi zapach, ponieważ wyścigi konne potrzebują już tylko ostatniego namaszczenia. Ta królewska dyscyplina sportu jest nie do uratowania. Takie jest moje zdanie, potwierdzeniem są fakty. Wyścigi dostały się pod kuratelę ludzi i podmiotów
kompletnie nie znających i nie rozumiejących mechanizmów rządzących końskim biznesem, więc
może być tylko gorzej. W tym przypadku gorzej oznacza zgon. Dzisiaj wyścigi konne w Polsce przypominają leżącego na marach śmiertelnie chorego pacjenta, który co prawda jeszcze oddycha, wydala, ale utrzymuje się przy życiu wyłącznie dzięki kroplówce. Ta kroplówka to 8,5 mln zł, które od
ponad 10 lat TS przeznacza na nagrody w liczącym aż 52 dni sezonie wyścigowym. Inflacji w ogóle nie bierze się pod uwagę. Ta kwota pozwala wyścigom wegetować, ale o jakiejkolwiek formie rozwoju nie może być mowy. Brak promocji oraz coraz niższe obroty w końskim totalizatorze spowodowały, że wyścigi stały się dla ludzi i graczy mało interesujące.
TS obiecywał cuda, m.in. stworzenie na służewieckim torze “salonu towarzyskiego” stolicy. Jak
wygląda rzeczywistość? W pochmurne dni tor świeci pustkami, kiedy wzejdzie słoneczko zjawia się
tam trochę starszej młodzieży oraz mamusiek i tatuśków z progeniturą, by wypić piwko, pooddychać świeżym powietrzem i popatrzeć na koniki. Ale to nie oni są solą wyścigów konnych, to tylko
statyści. Solą na każdym torze są gracze, a tych z roku na rok ubywa, ponieważ nie każdemu pasuje traktowanie per noga przez organizatora gonitw i śmiesznie niskie pule w totalizatorze. Bliski
jest moment, kiedy na Służewcu zjawi się ledwie kilkudziesięciu graczy. Wówczas TS odetnie kroplówkę, argumentując, że nie będzie wydawał milionów na niszową dyscyplinę sportu.
Co dalej? Dobre pytanie. Kiedy wyścigi konne upadną, automatycznie otworzy się klatka i trzymane dotąd na dystans szczury rzucą się na ten wspaniały teren. Dzisiaj wszystko jest możliwe, więc
możliwe jest także wykreślenie służewieckich torów z rejestru zabytków. Wówczas szczury kierujące się wyłącznie zyskiem błyskawicznie rozdrapią teren i zaczną go zabudowywać. I bezpowrotnie zniknie wspaniały zabytkowy obiekt, zniknie ponadstuletnia tradycja wyścigowa, ludzie utracą pracę i pójdą na bruk, a mieszkańcy południa Warszawy stracą ostatnie kliny napowietrzające
tę część miasta. Wtedy zatęsknią za wyścigami konnymi, ale będzie za późno.


„Nad Służewcem unosi się trupi
zapach, ponieważ wyścigi
konne potrzebują już tylko
ostatniego namaszczenia. Ta
królewska dyscyplina sportu
jest nie do uratowania. Takie
jest moje zdanie,
potwierdzeniem są fakty”
 
     
tx 
Dżokej


Dołączył: 17 Paź 2015
Posty: 2111
Wysłany: 2020-11-27, 14:06   

Gadka Tadka, czyli burza słów. Rodzaj psychoterapii. Wyścigi konne w Warszawie są jednym z wielu tematów tej gadki. Zgodnie z anegdotą, pochodzącą w redakcji "Passy", Porębski przyniósł kiedyś zaświadczenie od psychiatry, że swobodne pisanie jest dla niego rodzajem terapii. Rzeczywiście zwrócono uwagę, że po burzy słów, tej cotygodniowej kotłowaninie myśli, Tadzio jakby spokojniejszy. Przyznam się, że w Passie, jeśli akurat trafię, czytam najpierw felieton Macieja Petruczenki, następnie szukam Gadki Tadka, pisanej w innym stylu. Nie potrafiłbym w ten sposób pisać, dla mnie jest przegadana, ale taki właśnie jej styl. Czasem zdarzają się bardzo trafne felietony, a trafność jest największa zaletą felietonisty. Czy ten - wyścigowy jest trafny?

Nie za bardzo pasuje pod ten forumowy temat: co poprawić? Trudno na jawie znaleźć jakąś propozycję. Między wierszami można wyczytać, żeby pozbyć się obecnego prezesa PKWK Chalimoniuka i dyrektora wyścigów Nowackiego. I pewnie tak się kiedyś stanie, tylko nie wiadomo kiedy. Ale czy się poprawi? Czy zmieni się strategia zarządzania wyścigami i nieruchomoscią b. Towarzystwa Zachęty do Hodowli Koni?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

phpBB by przemo  
Strona wygenerowana w 0,036 sekundy. Zapytań do SQL: 9