a
Brał udział w 43 wyścigach, z czego wygrał aż 9, był drugi 7 razy, a tylko sześciokrotnie opuszczał tor bez nagrody. Ostatniego swojego biegu nie ukończył.
Ósma sobotnia gonitwa okazała się tragiczna. Podczas gdy wszystkie konie dobiegły do mety, jeden zatrzymał się w miejscu, w którym miał zwyczaj już triumfować nad resztą stawki w poprzednich swoich biegach.
Electro Pop, dosiadany przez dż. Piotra Piątkowskiego doznał otwartego złamania nogi, w wyniku którego musiał zostać uśpiony.
Rzadko żegnamy na naszej stronie konie. Zwłaszcza te, które nie wygrywały wielkich gonitw, nie było o nich głośno i nie nazywano ich czempionami. Redakcja Tower Racing zdecydowała się jednak to zrobić, gdyż koń, który odszedł na to niewątpliwie zasługuje.
Electro Pop przebywał na Torze od 2009 roku, a publiczności zaczął pokazywać się w 2011. Zasłynął jako rzetelny koń, który po lekko elastycznym torze był zawsze groźny dla faworytów. W tym roku miał zakończyć karierę.
Postanowiliśmy nie skupiać się jedynie na jego wynikach. Bardziej liczy się to, jaki Electro Pop pozostał w pamięci ludzi, którzy przebywali z nim na co dzień. Ich wspomnienia poniżej przytaczamy, a od siebie możemy jedynie dodać, że nigdy nie zapomnimy charakterystycznej sylwetki gniadosza, niejednokrotnie robiącego psikusa graczom i wygrywającego niespodziewanie gonitwę.
Elektro Pop (IRE) urodził się w 2008 roku, jest po Shinko Forest od Etica po Barathea. Wyhodowny został przez Rathbarry Stud. Właścicielem ogiera był BTH Animal Trade Sp. z o.o.. Zakupiony został na aukcji roczniaków w Irlandii przez pana Sobolewskiego, trenowany podczas całej kariery przez Marka Nowakowskiego. Przeważnie Electro Popa dosiadał dż. Piotr Piątkowski.
Wspomnienia
Marzena Budziak
Znakiem rozpoznawczym Elektro Popa zawsze była za duża głowa, olbrzymi zad i ogólnie postura konia pociągowego. Jednak te braki w wyglądzie rekompensowało wielkie serce do walki. Pamiętam jak przyszedł do nas do stajni gdy miał dwa lata. Zabiedzony i brzydki. Początki były trudne. Ze względu na dużą masę ciała i jego nietypową budowę, Popik miał ciągłe problemy z zadnimi kończynami, co bardzo utrudniało treningi. Przez pierwsze miesiące nie był w stanie przegalopować całego koła na torze treningowym. Dlatego jako dwulatek nie wyszedł do startu. Jednak mimo dużych problemów już wówczas okazywał oznaki przyszłego talentu. Pamiętam gdy któregoś dnia po zakończonym treningu (nie byłam w stanie dogalopować do końca za innym koniem) trener zapytał mnie czy widzę jakąś szansę, że z tego konia coś będzie. Odparłam: będzie ciężko, ale jak tą " lokomotywę" się wreszcie odpali, to kto takiego smoka zatrzyma?
Pierwsze oznaki swoich możliwości pokazał tuż po zimie, gdy skończył trzy lata. Pierwszego dnia po zimowym odpoczynku Pop poszedł na tor treningowy i nie tylko dał radę dogalopować do końca ustalonego dystansu, to jeszcze poniósł naszą amatorkę. Dalej to już tylko poprawiał formę, aż jako trzylatek wygrał trzy rzędowe wyścigi. Mam nawet jego dwa puchary z tamtych czasów. Następne lata był dla stajni tzw. solidną firmą , zawsze pokazał, że za darmo niezwykle lubianego przez siebie owsa nie dostaje. Był lubiany przez wszystkich, choć traktowany z respektem, bo potrafił pokazać rogi. Swój olbrzymi zad umiał użyć nie tylko w wyścigu, a także do wyrzucenia jeźdźca z grzbietu.
Historii o wyczynach Popa przez te wszystkie lata jest mnóstwo. Na koniec dodam, że w stajni wydaje się teraz jakoś pusto. Szczególnie, gdy przejeżdżam z wózkiem z paszą brak mi jego charakterystycznego ryku radości na widok jedzenia.
Będzie mi Elektro Popa brakować tak, jak myślę, każdemu ze stajni.
Magdalena Szabla
Złoty koń do pracy. Robił i z Camerunem i Temperamentem dużą robotę i jakoś się nigdy tym nie przejmował.
Zimą gdy był wypoczęty - straszny rozrabiaka, cicha woda. Byle pretekst i zaraz skakał. W maszynie potrafił bić zadem w rury.
Gdy był młodszy i widział jak wózek jechał z owsem do stajni, a on chodził na maszynie, to jak go potem zbieraliśmy z karuzeli biegiem leciał do stajni i nie raz nieźle przeciągnął i mnie i Marzenę, Piotrka i trenera.
Kiedy podrósł i stał się statecznym ogierem to na widok wózka rżał najgłośniej, żeby tylko o nim nie zapomnieć.
Strasznie lubił się przytulać i wkładać łeb pod ramię żeby go głaskać.
Jak stał w boksie i wyglądał przez okienko dolna warga mu zwisała jak u staruszka, a gdy głaskało się go po nosku cichutko rżał, żeby nie przerywać.
Mówili na roboczym o nim tarpan albo najbrzydszy koń na torze.
Gdy był młody i Marzena na nim jeździła miała problem, żeby ujechać całe koło. Inni na budzie się śmiali, że on taki gruby. A Marzena odpowiadała, że to nasza tajna broń. I tak było - dystans 1400 m i lekki tor były jego. Mimo, że koślawy, krótko chodził i tragicznie zmieniał nogi świetnie biegał i wygrywał.
W czasie galopów on zawsze wiedział sam jak ma to rozprowadzić, gdzie poprawić. Był strasznie waleczny. Czasem w stajni mówiliśmy o nim Terminator....Elektro Pop.
Biedny Popik, będę za nim tęskniła...