Marek Rostocki
SIÓDMY
Zadzwonił do mnie kolega Chimek. Żadna sensacja, dzwoni często. Tym razem rozmowa dotyczyła spraw końskich, więc pomyślałem, że może niektórych zainteresować.
- Co się na tych waszych wyścigach wyrabia? - zaczął wyraźnie wzburzony.
- Nie wiem, dawno nie byłem. To ty mi powiedz. - Jakiś rok temu połknął wyścigowego bakcyla. Jest ostro zainfekowany.
- Chcę kupić folbluta. Co ty na to?
- Wiem przecież.
Chimek jest człowiekiem zamożnym, ustosunkowanym i znanym w salonach. Zawsze uważałem, że świetnie nadaje się do roli wyścigowego celebryty.
- Wiesz też, że lubię mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. Pomyślałem, że jako nowicjusz wejdę w to środowisko przez jakąś organizację, gdzie znajdę poradę, wsparcie, poznam ludzi ...
- Bardzo mądrze.
- Tak samo powiedziała mi pani w PKWK, chociaż na początku była zdziwiona. Dała mi jednak numer do prezesa stowarzyszenia właścicieli koni. Zadzwoniłem i, nie uwierzysz, facet mnie opieprzył!
Tu nastawiłem ucha.
- Za co?
- A bo ja wiem? Dzwonię, przedstawiam się, mówię o co mi chodzi, a gość krzyczy: "Jak pan kupi konia, wtedy pogadamy! Nie ma konia, nie ma rozmowy. To podstawowy wymóg!" Ja mu tłumaczę: konia kupię lada chwila, liczę na pomoc i doradztwo stowarzyszenia, do którego mam zamiar wstąpić i nie rozumiem, czemu jest wobec mnie niegrzeczny. Miałem raczej nadzieję, że powie, gdzie mogę zapoznać się ze statutem, bo chcę wiedzieć w co wstępuję. Gość dostał jeszcze większej piany. "Kupi pan konia, przyjdzie, to pokażę statut!" A teraz nie można? - zapytałem. - Jest tajny? Wtedy jakby złagodniał i przemówił: "A w zasadzie po co panu to wszystko? Koń jest ważny, nie ta cała otoczka. Koniem trzeba się cieszyć, nie zawracać sobie głowy zapisywaniem się, statutami ...".
- Chimek, masz pewność, że prezes stowarzyszenia odradzał ci wstąpienia do własnej organizacji?
- O to też go spytałem. Stwierdził wtedy, że nie ma czasu rozmawiać. Chciałem, by podał godzinę, o której mogę jeszcze raz zadzwonić. "W przyszłym tygodniu" - warknął i przerwał połączenie.
- Ciekawe ...
- To nie wszystko. Za kilka minut oddzwania, jest jeszcze bardziej wzburzony: "Wie pan, dlaczego jestem niegrzeczny? Pan jest siódmy, tak: siódmy, który do nie dzwoni. Rozumie pan. SIÓDMY!" Byłem zaskoczony. "To chyba powinien się pan cieszyć" - powiedziałem, ale tamten znowu przerwał połączenie. No i co ty na to?
- No, nie wiem ...
- Tak przypuszczałem - przerwał mi przyjaciel. - Postanowiłem zadzwonić do kogoś zza tego muru, lepiej zorientowanego. Mój wybór padł na trenera, którego lubię. Był bardzo zaskoczony, gdy mu opowiedziałem tę historię i podałem nazwisko prezesa. Bąknął coś w tym rodzaju: "Ale to przecież w ogóle nie działa". "Jak to - zdziwiłem się - To prezes nie jest prezesem, bo nie ma czym prezesować?". Usłyszałem wypowiedziane niepewnym głosem: "Tak jakby. Kiedyś mieli po jednej ósmej konia i założyli sobie takie coś, ale taraz ...". "No, ale pani w PKWK powiedziała mi, że stowarzyszenie aktywnie uczestniczy w życiu Klubu i tak dalej." Wtedy trener zamilkł i przestał się odzywać. Co się tam dzieje? Wytłumaczysz mi? Halo, halo! Wiem, że mnie słyszysz. Halo! -
Ja też wolałem się nie odzywać.